Wada serca: HLHS
Aktualizacja 18.12.2018
Aleksandrowskie Forum Społeczne przekazało kwotę 132 304,95 zł, która została zgromadzona na ratowanie życia Śp.Stasia Angiel na leczenie nienarodzonego Kacperka Czyżewskiego. Tym samym zgromadzono całą konieczną kwotę na leczenie dziecka. Serdecznie dziękujemy wszystkim zaangażowanym w pozyskiwanie funduszy na rzecz Stasia za pomoc a jego rodzicom za piękny gest. Dziękujemy także darczyńcowm, którzy wsparcli zbiórkę Kacperka. Jego mama jest już w Munster, gdzie chłopiec przyjdzie na świat. Kacperkowi można pomóc przekazując 1% podatku z przeznaczeniem na kolejne etapy jego leczenia. Informacje dotyczące możliowści pomocy znajdują się poniżej.
Historia Kacperka
Nasz synku, każdego wieczoru gdy kładziemy się spać myślimy o Tobie i modlimy się żeby Bóg po porodzie nie zabrał nam Ciebie. Nie wyobrażamy sobie, że Cię zabraknie…
Od kiedy ujrzeliśmy nasze dziecko na USG poczuliśmy nową miłość, miłość do tej małej kropeczki, która z tygodnia na tydzień rosła. Byliśmy pewni, że wszystko jest dobrze, że nasza rodzina szczęśliwie się powiększy, że wszystko przebiegnie jak należy. Nadchodzące święta miały być wyjątkowe, magiczny czas oczekiwania na nasze dzieciątko, które ma urodzić się wraz z początkiem nowego roku. W takich chwilach nie myślisz o niczym złym, oczyma wyobraźni widzisz przed swoją rodziną tylko piękne chwile. Jednak czar prysł.
Kacperek przyjdzie na świat z krytyczną wadą serca, bez niezwłocznej operacji umrze. Dowiedzieliśmy się o tym na badaniach prenatalnych, te mimo mojego młodego wieku były zlecone, ponieważ kilak lat wcześniej przeszłam poważny wypadek samochodowy, lekarz chciał wiedzieć, że nie będzie to miało wpływu na przebieg i donoszenie ciąży. Czułam spokój, przecież córka urodziła się zdrowa, nie wyobrażałam sobie, że tym razem może być inaczej. Na tym etapie przeczucia mnie nie zawiodły wyniki były dobre bez żadnych odchyleń od normy.
Przed nami było jeszcze USG, które mieliśmy wykonać w poradni genetycznej i tu nasze szczęście uleciało, pojawił się niewyobrażalny ból. "Serduszko nie wygląda dobrze, pojedzie pani do Warszawy, tam wykonają szczegółowe badania serduszka". Wtedy po raz pierwszy czułam, że nasze życie rozpada się na kawałki, mina i ton lekarza nie dawały cienia nadziei na to, że to błaha sprawa.
Nie doszłam do domu, było za daleko. Już po drodze, zalana łzami szukałam spokojnego miejsca by wykonać telefon do kliniki w której mieli wykonać badanie. Słysząc mój drżący głos pani która odebrała telefon uspokajała mnie, jednak na marne, jednocześnie prosiła aby zorganizować opiekę dla córki i jak najszybciej się zjawić na badania, mówiła, że nie można czekać. Rozmyślałam w nocy nadal nie dowierzając, że to naprawdę się dzieje w moim życiu. Rano byliśmy na miejscu, czekaliśmy cierpliwie aż będzie nasza kolej wśród licznego grona równie zmartwionych i przerażonych jak my rodziców.
Podczas badania profesor patrzyła na obraz USG w kompletnej ciszy... dla nas była to wieczność. Pojawił się jeszcze większy strach, który rósł nieustannie, wtedy to moje serce zdawało się pękać. Co z naszym maleństwem? Czy poradzimy sobie z tym co zaraz usłyszymy ?
HLHS ta wiadomość spadła na nas w dwudziestym drugim tygodniu ciąży. "Państwa syn urodził się z połową serca"....
Jedna z najgorszych wiadomości jaką może usłyszeć rodzic. Szukaliśmy pomocy wszędzie, słyszeliśmy obietnice, słowa pocieszenia ale... I tak zostaliśmy tak naprawdę z tym sami. To dzięki rodzicom równie wyjątkowych dzieci, które wygrały ze śmiercią udało nam się skontaktować z prof. Edwardem Malcem, polskim chirurgiem operującym w Klinice Uniwersyteckiej w Munster. Wysłałam maila, załączyłam badania synka i czkałam z nadzieją, że Profesor podejmie się ratowania mojego dziecka. Pocztę sprawdzałam niemal nieustannie, czekałam na odpowiedź mailową z tak wielką nadzieją. Każdego dnia marzyłam aby otrzymać odpowiedź i kwalifikację do porodu i operacji za granicą.
Kiedy pojawiła się wiadomość drżały mi ręce, bałam się co zobaczę gdy otworzę maila. "Profesor będzie operował". Tak bardzo się ucieszyłam, pojawiła się nadzieja, bo chociaż gwarancji, że dziecko przeżyje nie da nikt, to operując syna u najlepszych lekarzy, w szpitalu gdzie jest wspaniała opieka zwiększamy jego szanse na to, że zostanie z nami, że będzie żył...
Niestety, Klinika w Munster, miejsce w którym tak bardzo chcemy leczyć nasze dziecko nie może wykonać operacji nieodpłatnie, nie jesteśmy bowiem obywatelami Niemiec. Za leczenie trzeba zapłacić. Jego koszt znacznie przerasta nasze możliwości finansowe. Musimy szybko zgromadzić 78 000 EURO, tak wiele za największą szansę na życie naszego dziecka. Mimo przeciwności musimy walczyć o ratunek dla synka.
Czasu zostało bardzo mało bo tylko kilka tygodni, kiedy Wy będziecie zasiadać do świątecznego stołu ja wyruszę w najważniejszą podróż mojego życia, wiem, że będą towarzyszyć mi strach, ból i łzy. Daleko od domu, rodziny, przyjaciół. Zrobię jednak wszystko co w mojej mocy, by moje nienarodzone dziecko otrzymało ratunek, błagam Was o pomoc.
Fundacja Cor Infantis nie pobiera prowizji ani żadnych dodatkowych opłat. Całość zebranych środków przeznaczona jest na leczenie dziecka.